poniedziałek, 17 kwietnia 2017

nie jestem głodna

     W domu mojej babci do dziś na kaflowym piecu stoi niewielkie, kartonowe pudełko. Najczęściej po butach. Odkładamy tam resztki chleba. Chleba, nad którym mój dziadek zawsze czynił znak krzyża. Wtedy kupowaliśmy taki niekrojony z prawdziwej piekarni. Dziś przynosimy ten już poszatkowany, w foli. To już nie jest chleb mojego dzieciństwa, ale znak krzyża pozostał. Teraz robi to babcia. 
     Na korytarzu jest komórka. Stoi w niej wiaderko, koniecznie z pokrywką. Dwa razy w tygodniu do mojej babci przyjeżdża ciocia i zabiera to, co w tym wiaderku: resztki jedzenia. Mieszka na wsi, u niej się nie zmarnuje. Zabiera też obierki po ziemniakach i marchewce, i właściwie wszystko, co może jeszcze wykorzystać na gospodarce. I od razu napiszę, że to jest przywilej móc to oddać, bo w wielkim Wrocławiu nie znalazłam nikogo, kto chciałby ode mnie garść obierek z jednoosobowego obiadu, ale nigdy nie wyrzuciłam chleba. Odkładałam, suszyłam, zawieszałam na klamce przy śmietniku i wierzyłam, że może ktoś jednak... 

   Bo przeczytałam ostatnio "Chłopiec z listy Schindlera" Leona Leysona.
Nie odkryłam nowości, włączyłam jedynie myślenie i pamięć. Historia nie była łaskawa, ale właściwie co ja mogę o tym wiedzieć, tylko to, co wyczytam, usłyszę. Nie znam uczucia głodu, prawdziwego zimna czy strachu. Jedynie opowieści o tym. I wydawać by się mogło, że to co znam, jest po prostu światem, życiem, że można iść do sklepu i przynieść sobie kilogram pomarańczy, jedno kiwi i pęk kiełbasy. Ja mogę, ale nie każdy. Pojęcie głodu tak mi nieznane dla innych nadal pozostaje codziennością.

Czy wiesz, że na dwadzieścia zamożnych osób przypada osiemdziesięciu biedaków? Czy wiesz, że słowo "biedak" oznacza ubóstwo ekonomiczne jak i psychiczne (co wywołuje frustrację, złość i agresję, ale też i bierność)? 
Czy wiesz, że  ok. 300 milionów ludzi zamieszkujących kontynent afrykański nie ma dostępu do pitnej wody? Czy wiesz, że ludzie w krajach Trzeciego Świata żyją średnio 25 lat krócej niż ja i Ty? Czy wiesz, że osoby zamożne, stanowią mniej więcej jedną trzecią populacji? Dopowiedz sobie, kim jest reszta. Czy wiesz, że 450 osób posiada prywatny majątek wartości produktu krajowego brutto państw zamieszkanych przez 55% ludności? (czyli jakieś 3 miliardy ludzi równa się 450 osób). Bogatsi stają się jeszcze bogatsi, biedniejsi stają się jeszcze biedniejsi. Ziemia jest w stanie wyżywić wszystkich ludzi, a nawet trochę więcej, ale jej dobra nie są równomiernie rozłożone. Głód nadal istnieje. Jak i pragnienie, którego nie ma czym ugasić. Kraje Trzeciego Świata to nie tylko Afryka. W Krajach Trzeciego Świata przyrost ludności rośnie, w krajach rozwiniętych maleje. Imigranci, oni są właśnie stamtąd.  *

Ten świat jest daleko od mojego talerza. I może nie wyzwolę tych ludzi od głodu, ale szanuję to, co mam. Ty też możesz.

Ponieważ odnosiłam się do danych zamieszczanych w kilku rozmowach  Ryszardem Kapuścińskim (min. "Kapuściński - nie ogarniam świata" W. Bereś), muszę podkreślić, że dziś te dane pewnie wyglądałby inaczej, co nawet sprawdzałam mimochodem. I dysproporcje są większe. Ale te fakty, z końca lat 90 i tak robią wrażenie. Polecam


"To dzień, w którym możesz przypomnieć sobie ile jesteś warta. 
Docenić każdy moment swojego życia. 
Spróbować inaczej. Pozwolić na więcej.
 Odważyć się zacząć na nowo. 
To chwila, kiedy możesz uzmysłowić sobie swój potencjał. 
Czasem zboczyć, niekiedy zawrócić, ale wciąż iść. 
To odpowiednia pora, aby sobie zaufać, pozwolić na słabość czy dziecięcą radość. 
To czas, w którym znów możesz zacząć żyć. 
To dzień, który może nie zmienić niczego. 
Ty decydujesz."
N. Belcik



czwartek, 30 marca 2017

chcieć




"No bo kto powiedział, że mając dwadzieścia kilka lat nie wypada im mieć obdrapanych kolan, piasku we włosach i mokrych od letniego deszczu ubrań? Kto powiedział, że muszą być poważni, zawsze odpowiedzialni i zapracowani? Że nie wolno im złapać autostopu na koniec świata, pływać nocą w morzu i kłaść się spać o świcie? Kto powiedział, że nie mogą choć na chwilę uciec od obowiązków, po raz pierwszy robić rzeczy, których wcześniej się nie odważyli, wyłączyć telefonów i fotografować wschodów słońca na kliszy.
Muszą tylko chcieć."

niedziela, 29 stycznia 2017

albo zawsze albo nigdy

Odkąd pamiętam powtarzałam, że nie wierzę w "zawsze" i w "nigdy". To bardzo bezpieczne i rozsądne podejście. Logiczne. Proste. Jak "nigdy nie mów nigdy". No bo przecież można zmienić zdanie, to taka rozkoszna swoboda. I podobnie z zawsze. Jeszcze w latach szkolnych w moim zeszyciku (jak widać - zawsze jakiś miałam - pełen mądrych słów) miałam zapisany taki słodki utworek: "czy będziesz mnie kochał zawsze? i kiedy kończy się zawsze? i czy się w ogóle kończy? czy możesz dać mi gwarancję na to zawsze? (...)". No właśnie, czy można, czy się kończy albo chociaż czy się jakoś jednoznacznie zaczyna? Zawsze - to jakaś obietnica, oparta, a jakżeby inaczej, na zaufaniu. Dlatego unikałam jej jak mogłam. 

(W zwyczaju miałam uciekać, odcinać się więc wolałam nie nadużywać mocnych słów. Ale wiecie, spotkałam JE i tym razem sobie samej powiedziałam, że warto się zatrzymać. I na trwałe, na zawsze zapisałam to na skórze - to mój wyjątek od reguły. Więcej nie przewiduję).  

znowu ONA

     Obudziła się zawstydzona. Czuła się bezradna a jednocześnie było jej po prostu dobrze. Przychodzi taki moment w życiu, kiedy to, czego się nauczyliśmy zostaje wystawione na próbę. Jej mama zawsze powtarzała: "trzymaj fason". Niby głupie dwa wyrazy ale do tej pory ich nienawidzi. Zawsze w wyprasowanej sukience, zawsze miła, pomocna, z dobrymi stopniami na świadectwie, bo co pomyślą ludzie. I teraz, mając lat dwadzieścia parę, tak bardzo nie chciała zastanawiać się, co powiedzą inni ale nie była pewna, czy potrafi. Ale próbowała, a to się chyba liczy. 
     Nie zawsze to co przekazują rodzice warte jest zapamiętania, a coraz częściej po prostu nie jest. Wychowała się w przeciętnym domu, niezbyt tradycyjnym, ale każdy miał wyznaczona rolę, jak w teatrze. Ale co wtedy, gdy jednego aktora zabraknie? Był taki dzień, gdy ta sama mama płakała na środku pokoju nie wiedząc, gdzie jest drabina i żarówki. Nigdy nie musiała wiedzieć. W kilka tygodniu po śmierci jej ojca okazało się, że przedstawienie nie jest tak dobre gdy kogoś brakuje i w sumie to trzeba uczyć się żyć na nowo. Ona też musiała. Nie było czasu na jej łzy, gdy tyle łez było wokoło. Ktoś musiał być bardziej dorosły, twardy. Padło na nią. I tak radziła sobie ze wszystkim - sama. Aż tu nagle pojawia się ktoś i mówi...

- O czym myślisz?
- O niczym.
- Przecież widzę, Mała. Co Ci siedzi w tej główce? - mówiąc to lekko się uśmiecha, ale uważnie ją obserwuje.
- No nic, przecież mówię. - a ona się zaczyna złościć.
- Posłuchaj, ja widzę że stawiasz wokół siebie mur, chcesz coś powiedzieć a gryziesz się w język, chowasz się w swojej skorupie, ale po prostu przestań. Zaufaj mi - skąd on to wszystko wie?!
- Ufam Ci. Wszystko jest w porządku.
- Skoro tak mówisz... Jestem tu dla Ciebie. Z Twojego powodu, pamiętaj o tym.

    Wtedy on przesunął się trochę bliżej i podał jej jedną słuchawkę. Leżeli obok siebie, nawet się nie dotykając, słuchając w ciszy tej samej piosenki, a on nucił pod nosem "sweet thing I watch you...it matters where you are"*. Opuściła powieki i wiedziała, że śpiewa do niej. Często mówił do niej muzyką, a ona starała niczego nie pominąć.

- Będziemy pamiętać te chwilę - powiedział i splótł ich palce razem.
Ona też to wiedziała. To były te momenty - fotografie, stop klatki, które odtwarza się w głowie potem sekuna po sekundzie. Może nie są spektakularne, ale są piękne, to wystarczy. Ona zawsze zapisywała je w sercu.



Można skoczyć na bungee albo ze spadochronem, można samotnie opłynąć żaglówką niezły kawałek naszej planety, albo i całą, jeśli się tylko chce. Bo jak to mówią: do odważnych świat należy! A można też chwycić mocno czyjąś dłoń w swoją i to również będzie aktem niezaprzeczalnej odwagi, bo przecież teraz, właśnie teraz, zawierzam drugiej osobie.  Że mnie nie skrzywdzi, że będzie obok, że pomoże, będzie kochać, myśleć, pamiętać. Jak i ja będę.

To dopiero jest odwaga. 


niedziela, 15 stycznia 2017

światełko do nieba

Wszystkie światełka do nieba już poleciały, choć WOŚP-owe szaleństwo potrawa jeszcze przez kilka dobrych dni, a dopiero po miesiącach poznamy ostateczne rezultaty, to tego nie ogarniam, tak po prostu. Nie ogarniam tej ludzkiej niechęci i zawiści skierowanej jak co roku, przeciwko osobie Jurka Owsiaka i tego, co robi. Owszem, utrzymuje się z działalności fundacji, on, jego żona, samochód, dom, a niech go, może nawet i ich pies. I słusznie. To jest jego praca. To nie tak, że facet wychodzi sobie 15 stycznia na ulicę i zbiera pieniądze do puszki. A przez resztę roku pracuje gdzieś w biurze. Od dłuższego już czasu to dobrze zorganizowane święto (tak, tak właśnie napisałam!), uświetnione obecnością mediów, osób znanych i mniej znanych. To wiele przygotowań, aby było bezpiecznie, aby wolontariusze mieli gdzie wpaść na ciepłą herbatę, aby ludzie dobrze się bawili, chcieli wyjść z domu, wrzucić symboliczną złotówkę do puszki. Nawet aukcje na allegro. Przecież to nie robi się samo. Zachwyca mnie ogrom rzeczy, które należy przygotować, aby ten jeden dzień, był wyjątkowy a tak naprawdę aby celebrować życie, bo to o nie walczy Jurek. Walczy o życie. I co więcej, nie w swoim, ale w naszym imieniu. Ach, no i jeszcze ten paskudny przystanek Woodstock! Czy wiedzieliście, że Jurka wyróżniono za jego organizację jako najlepszego promotora koncertowego i to w Los Angeles?! A tam tylko seks, alkohol i narkotyki, byłam to widziałam ;) Do tej pory przechowuję w pudełku z pamiątkami pomarańczową opaskę z napisem "nie biorę, jestem ok". To nic, że o bezpiecznym seksie też tam można posłuchać i odebrać zestaw prezerwatyw (tych nie zatrzymałam na pamiątkę ;) ), że różnorodna muzyka, że wspaniali goście Akademii Sztuk Przepięknych, to nic, bo LUDZIE ZAWSZE WIEDZĄ LEPIEJ. A to tylko miejsce z muzyką, gdzie człowiek czuje się wolny. Nie jestem ekspertem, nie znam całej działalności fundacji, ani nie rozliczam podatków Jurka Owsiaka i nie mam na to ochoty. Prawdą jest, że sprzęt oznaczony logo orkiestry jest w każdym szpitalu. Każde dziecko urodzone w Polsce poddane jest przesiewowemu badaniu słuchu, banał, większość dzieci ma go w porządku. Ale przecież jest to jedno dziecko, dwoje czy siedmioro, którym to daje szansę na prawidłową diagnozę już w pierwszych dniach życia. A kto zapewnił sprzęt? Tak, WOŚP. Przeczytałam ostatnio zabawne zdanie, że to nie Jurek Owsiak ten sprzęt zapewnia, tylko pieniądze polaków. Prawda, ale jedna samotna złotówka nic nie znaczy, on je jednoczy, nas jednoczy i nadaje cel. Ratując życie. Nie życzę nikomu, kto wyśpiewuje te bzdury, żeby się przekonał na własnej skórze jak te małe, czerwone serduszka wyglądają wewnątrz szpitalnych sal. I ratują życie.